Czerwone Wierchy w jeden dzień
To było nasze drugie podejście do zdobycia wszystkich czterech szczytów jednego dnia. Poprzednio, odrobinę zabrakło nam czasu, i po zdobyciu Kasprowego Wierchu, Kopy Kondrackiej oraz Małołączniaka zdecydowaliśmy się na zejście.
Tym razem było inaczej, tym razem cztery dwutysięczniki pozwoliły nam cieszyć się widokiem z ich wierzchołków…

W obu przypadkach nasza górska wycieczka swój początek miała w Kuźnicach. Nie skorzystaliśmy z kolejki do Kolejki i ruszyliśmy pieszo. Róźnica jest w pierwszym punkcie wyprawy, a to dlatego, że w nieudanym wejściu pierwszym punktem było Schronisko Murowaniec, a następnie Kasprowy Wierch. Trasa ambitna – chociaż zrezygnowaliśmy z dwóch szczytów Czerwonych Wierchów, zrobliśmy ponad 25 kilometrów.
Zabrakło nam wówczas czasu, dopadł nas zmierzch, a rezerwa sił też była na wyczerpaniu. Niezapomniana była kolacja w Zakopanem,
gdzie ze zmęczenia nie poradziłem sobie z plackiem po cygańsku, a to się nie zdarza normalnie.
W drugim podejściu ominęliśmy Kasprowy Wierch i z Kuźnic skierowaliśmy się do Schroniska na Hali Kondratowej. I tę trasę opiszemy, i tę trasę polecamy, gdy chcecie pochwalić się czterema dwutysięcznikami jednego dnia. Poniżej różnica trasy przedstawiona na mapie.


Ale od początku… Czerwone Wierchy? Co to takiego?
Czerwone Wierchy to masyw górski w Tatrach Zachodnich. Zdobywając je co chwilę przekraczasz stronę polsko-słowacką, to właśnie na grani tychże gór biegnie granica. Jest to znakomity pomysł na wycieczkę górską dla osób słabo doświadczonych w bieganiu po skałach. Ekspozycje nie są duże Buy Generic Drugs Without Prescription , a widoki robią robotę. Niektóre podejścia dostarczą nam emocji na łańcuchach, jednakże można tak przeprowadzić wyprawę,
aby uniknąć tych bardziej niebezpiecznych momentów. Co najciekawsze i budzące wyobraźnie – w skład Czerwonych Wierchów wchodzą cztery dwutysięczniki: Kopa Kondracka (2005 m), Małołączniak (2096 m), Krzesanica (2122 m) oraz Ciemniak (2096 m). Oczywiście nie może zabraknąć przełęczy, z których warto wspomnieć Mułową Przełęcz. A dlaczego czerwone? Okazuje się, że szczyty pokrywa roślinność, która przybarwia się na czerwono. Mamy wszystko wytłumaczone? No to wchodzimy!

Piszę to w dobie Koronawirusa. Gdy sięgam wspomnieniami do tłumu, jaki towarzyszył nam w wejściu na Przełęcz pod Kopą Kondracką, cieszę się z obostrzeń i konieczności zachowania odległości. Było tłumnie. Było głośno. Było nieloverowo. Całkiem długie podejście spod
Hali Kondratowej spędziliśmy w towarzystwie kilkudziesięciu osób. Całe szczęście większość z nich skierowała się na Kasprowy Wierch.
A z każdym kolejnym wierzchołkiem Czerwonych Wierchów odpadały kolejne osoby. Cisza i odbijający się od kamieni wiatr na Krzesanicy, okraszony przejrzystym widokiem, na długo zapadł w naszej pamięci. Jedynym plusem tak dużej grupy osób w jednym miejscu była większa ilość, niż pojedyncza, para oczu – ktoś zauważył niecodziennego dla nas, a domownika dla gór, gościa. Zdjęcie poniżej przedstawia Jegomościa 🙂

Z Przełęczy pod Kopą Kondracką ruszyliśmy oczywiście na Kopę Kondracką. Z Kopy Kondrackiej, innego wyjścia nie było, po raz drugi zdobyliśmy Małołączniak. I to tę część trasy możecie zobaczyć na naszym filmie na youtube. Serdecznie zapraszamy do zapoznania się z relacją wideo z wyprawy z 2018stego roku, naszych zmagań w Tatrach oraz zwiedzania Krakowa.
A co z widokami? Wyżej, pięknej – chmury, odejdźcie!
Wspominałem o widokach, jakimi raczą nas Czerwone Wierchy. Warto byłoby to udowodnić. Nie można nie wspomnieć o Giewoncie, który,
jak wiecie, jest niższy od każdego ze szczytów Czerwonych Wierchów. I to widok z góry na ten święty szczyt można zaliczyć do jednych
z najwspanialszych. Ekspozycje, skały, ale także pokryte kolorową roślinnością góry budzą zachwyt. Niesamowite są poukładane kamienie
w stosy na szczycie Krzesanicy, czy Małołączniaka. A gdy dodamy do tego Olę… Spójrzcie sami.





