Parenzana – rowerowy hit, czy kit?
Parenzana, czyli trasa rowerowa wytyczona w miejscu dawnej kolei wąskotorowej, łącząca trzy państwa, bywa rowerowym marzeniem. Góry chorwackiej Istrii i bliskość Adriatyku przyciąga tysiące rowerzystów.
Wiadukty i tunele na trasie robią wrażenie!
Ale czy, aby na pewno jest to rowerowy hit? A może przereklamowany kit? Sprawdziliśmy to.
Historyczny kontekst
Trasa rowerowa została stworzona w miejscu dawnej kolei wąskotorowej i to właśnie pozostała infrastruktura i otoczenie robi największe wrażenie. Ale skąd się to tam w ogóle wzięło? Oddalone od Adriatyku małe miejscowości położone w górach były odcięte od świata. Na początku XX wieku zdecydowano się na poprawę tej sytuacji, a niewiarygodny pomysł budowy kolei stał się faktem. Teren był tak wymagający, że większość ludzi nie wierzyła, że jej powstanie jest możliwe – podczas otwarcia pierwszego etapu Triest – Buje nikt się nie pojawił (śmiechem żartem było to 1 kwietnia 1902 roku, taki słaby żart na Prima Aprilis). Całość ukończono jeszcze w tym samym roku, a 33 miejscowości zyskały nowe życie.
Powstało mnóstwo anegdot i legend związanych z koleją. Podobno droga była tak trudna do pokonania przez ówczesne lokomotywy, że podczas podjazdów maszynista nierzadko prosił wszystkich pasażerów o opuszczenie pociągu. Ludzie przejazd kolei traktowali jak święto, święto towarzyskie, podczas, którego należy się pokazać i dobrze ubrać. Tylko wyobraźnia może nam podpowiedzieć, jak ważne to było rozwiązanie.
Historia kolei nie była długa. Do władzy doszedł Benito Mussolini i postanowił przetopić tory na broń. I tak ostatni raz pociąg przejechał 31 sierpnia 1935 roku. Tory rzeczywiście zostały zabrane, a legenda głosi, że okręt, które je transportował zatonął na Adriatyku. Została jednak infrastruktura, która w setną rocznicę powstania kolei została zmieniona na trasę rowerową.
Trasa rowerowa przeprowadzi Cię przez trzy państwa: rozpoczyna się we włoskim Trieście, po drodze przemierza okolice słoweńskiego wybrzeża, aby dobić do chorwackiego Porecia. I to właśnie od tej ostatniej miejscowości bierze swoją nazwę – Poreč, po włosku Parenzo.
Statystyki – chwila dla cyferek
Zanim przejdziemy do opisu nawierzchni, widoków, ciekawych miejsc i szeregu wspomnień, pochylmy się nad samą trasą. Poniżej kilka statystyk, które przybliżą Ci charakter tego szlaku.
- Długość: 123.1 km
- Liczba stacji kolejowych i przystanków: 35
- Najniższy punkt: 2 m nad poziomem morza (w Trieście i Koper)
- Najwyższy punkt: 293 m npm (w pobliżu Grožnjan)
- Liczba łuków: 604
- Liczba tuneli: 9
- Liczba mostów: 11
- Liczba wiaduktów: 6
A poniżej podrzucamy profil wysokościowy trasy.
Nawierzchnia
I tutaj zaczyna się podział całej trasy na dwie części. Podział, z którym mamy do czynienia w wielu aspektach, takich jak miejsca na do odpoczynku, czystość, zadbanie, czy nawet wykoszona trawa. Zdecydowanie lepiej pod tymi względami jest na odcinkach włoskich i słoweńskich. Nawierzchnia jest wręcz idealna, czujesz, że jedziesz ścieżką rowerową. Dla nas było to bardzo ważne – jechaliśmy z ciężkimi sakwami. W znakomitej większości jest to asfalt, czasem kostka, czy beton.
Zupełnie inaczej jest w części chorwackiej. Mieliśmy wrażenie jakby czas się zatrzymał, a jedyne czego brakuje, aby pojechała tamtędy kolej są tory. Na drodze znajdziesz kamienie, które są swoistymi podkładem pod tory kolejowe. Bywały krótkie odcinku asfaltowe, jednak kamienie częściej zamieniają sią na szuter, momentami czerwony jak cegła! To wszystko wpływa na niepowtarzalny klimat trasy, prawdziwe wehikuł czasu – dla nas równocześnie spore utrudnienie.
Sprawdź nasze filmy z Parenzany!
Najważniejsze – wykorzystana infrastruktura kolejowa
Tunele
Dla nas było to coś niesamowitego! Nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się z takimi niespodziankami podczas kręcenia. A tu nagle wyrasta tunel, długi i w dodatku nieoświetlony. Tak się nam przynajmniej wydawało na początku. Włączyliśmy światła i lekko zniechęceni ruszyliśmy (wcześniej czytaliśmy, że nie panuje tam mrok). Okazało się jednak, że co do zasady, tunele na Parenzanie, posiadają oświetlenie na czujnik ruchu. Chorwackie rozwiązania lekko szwankowały, światła odpalały się za późno, a czasem w ogóle ich nie było. Oczywiście sytuacja zmieniła się, gdy opuściliśmy to państwo. W Słowenii czekał nas nowoczesny tunel z całodobowym oświetleniem. Coś niesamowitego, jak w jakiejś grze. Przeczekaliśmy tam burze, a wszystko oczywiście można zobaczyć na naszych filmach z wyprawy.
Wiadukty
Gdy mowa o wiaduktach mamy pewne porównanie. Podczas naszej wyprawy Green Velo zaliczyliśmy Stańczyki. To, z czym spotkaliśmy się na Parenzanie to taka południowa wersja wiaduktów z Mazur. I zdecydowanie, robią wrażenie i są bardzo ciekawym dodatkiem do całej trasy. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co bardziej budowało klimat opisywanego szlaku. A pod niektórymi wiaduktami nawet można przejechać.
Oznaczenie trasy
Mieliśmy pewne problemy z odnalezieniem początku i końca trasy. Poreć aż tak bardzo, przynajmniej na jedną wizytę, nie chwali się tą trasą – tu jednak udało się nam stanąć przy kończącą, a w naszym przypadku startową tablicą. W Trieście zgubiliśmy trasę, ale jakoś bardzo się nie przykładaliśmy do jej odnalezienia.
W trakcie jazdy jest jednak zdecydowanie lepiej. Co chwila spotykaliśmy się z potwierdzeniem mówiącym o Parenzanie. Wyłączyliśmy GPS w telefonie, a nasz Garmin był głęboko w sakwie. Nie było potrzeby używać czegokolwiek, nawet mapy. Trasa była bardzo intuicyjna i rzadko mieliśmy jakiekolwiek wątpliwości w wybraniu prawidłowej ścieżki na skrzyżowaniach. Mało tego, zdarzyły się znaki, które mówiły o tym, jaka odległość dzieli nas z najbliższymi miejscowościami, a nawet co możemy w tych miejscach zrobić – zakupy, coś zwiedzić, czy wypić kawę. I tu nie możemy narzekać na część chorwacką – było równie dobrze, jak we Włoszech i Słowenii.
Ciekawe miejsca na trasie
Parenzana naszpikowana jest ciekawostkami i miejscami z historią, a pomysłodawcy wręcz chcieli to jeszcze bardziej rozwinąć. Historyczne przystanki kolei są oznaczone nie tylko na mapach – w miejscu, gdzie zatrzymywał się pociąg stoją znaki informujące, opisujące to miejsce. Niestety, brakuje, przynajmniej po chorwackiej stronie, typowej rowerowej infrastruktury. Idealnie byłoby zatrzymać się, skorzystać z toalety, czy usiąść pod wiatą i schować się przed Słońcem – zapomnij 🙂
Nie chcemy zdradzać wszystkiego – niech Parenzana Was zaskoczy. Z pewnością jednak zachęcamy do odwiedzenia stolicy trufli. Miejsca, w którym zostały odnaleziony grzyb, który trafił do księgi rekordów Guinessa. Dla nas było to coś nieoczywistego – takie pierwsze, bliskie spotkanie z tymi aromatycznymi grzybami. Kupiliśmy dwa artykuły przesiąknięte tym aromatem – nalewkę oraz czekoladę. Były przepyszne!
Podsumowanie
To jak z tą Parenzaną? Hit, czy kit? Naszym zdaniem gdzieś pośrodku. Na pewno potencjał jest wielki, pomysł trafiony, a infrastruktura niesamowita. Narzekaliśmy strasznie na nawierzchnie chorwacką, ale jeśli wpadniesz tam z rowerem MTB na lekko to będzie dla Ciebie raj! Na trasie nie ma nudy, a intensywność atrakcji na 123 kilometrach jest zaskakująco wysoka. Sam fakt, że jest to międzynarodowa trasa z taką historią budzi w nas zainteresowanie – mamy nadzieję, że w Tobie również.
To jak, polecamy? Zdecydowanie! Wsiadaj na rower i ruszaj! Istria czeka, Parenzana czeka!
A jeśli spodobał Ci się ten wpis i masz ochotę zbliżyć nas do kolejnej wyprawy to wpadnij na nasz Patronite. Czekamy na Ciebie.